Podczas mowy wygłoszonej w Reichstagu 28 stycznia 1886 kanclerz Otto von Bismarck zapewne z nadzieją stwierdził, że wielu spośród wywłaszczonych odpłatnie polskich ziemian z pewnością zechce wyjechać za granicę na przykład do Paryża lub do Monako. Fakt wymienienia drugiego z tych miejsc z czasem stał się szczególnie ważny zarówno dla Niemców, którzy w swej propagandzie opisywali Polaków jako ludzi lekkomyślnych i skłonnych do hazardu, jak i dla Polaków, którzy z tych słów wyciągnęli wniosek, że żelazny kanclerz chce wysyłać polskich ziemian do Monako (w domyśle rzecz jasna, by tam oddając się grom hazardowym tracili pieniądze uzyskane na sprzedaży). Przyczyniło się to do powstania hasła ,,nie pójdziemy do Monako”, które stało się symbolem sprzeciwu wobec sprzedaży polskich majątków w ręce Niemców.
Wyjechać do Monako, czyli zaniechać, zdradzić
Dość szybko stwierdzenie, że Polacy po sprzedaży majątków ziemskich wyjeżdżają ,,do Monako” trafiło na karty niemieckich, nacjonalistycznych, pełnych antypolskich stereotypów powieści należących do nurtu ostmarkenliteratur, gdzie Polacy przedstawieni są jako ludzie trwoniący swe majątki na hazard i wręcz pragnący owego wyjazdu do Monako, gdzie jednak nie są dobrze widziani z powodu swej nieuczciwości, czego dowodem miała być jedna z bohaterek powieści ,,Polnische Wirtschaft” (1896), która z powodu oszustw zostaje wyrzucona z salonu gier w tym państwie1.
Jednocześnie wśród Polaków sformułowanie Bismarcka zaczęło być określane jako wypowiedziane ,,na urągowisko” i z jednej strony stało się symbolem niemieckiej buty, a z drugiej zaczęto używać go dla opisania rezygnacji z walki o polskość na polu gospodarczym, mającym szczególne znaczenie na terenie zaboru pruskiego, który był obszarem najlepiej rozwiniętym spośród wszystkich zaborów. To właśnie tutaj wprowadzano nowe technologie w rolnictwie (prym na tym polu wiódł Dezydery Chłapowski) i rozwijano przemysł (zakłady Cegielskiego), wobec czego czymś bardzo niepożądanym była rezygnacja z choćby części osiągnięć w tej sferze poprzez sprzedaż folwarków i fabryk Niemcom (przy czym rzecz jasna w świadomości Polaków szczególne znaczenie miały te pierwsze).

Słowa Bismarcka były znane jednak nie tylko w zaborze pruskim, ale także na terenie Galicji a odniesienie do nich znalazło się w szeregu pism począwszy od lat 80. XIX wieku. W roku 1888 przedsiębiorca oraz działacz polityczny i społeczny, Stanisław Antoni Szczepanowski wydał publikację pod tytułem ,,Nędza Galicji w cyfrach”, w której przybliżył czytelnikowi rzeczywisty obraz sytuacji gospodarczej na terenie tej prowincji a jednocześnie nakreślił ogólny plan poprawy tamtejszej złej sytuacji2. Wykorzystuje w niej kilkukukrotnie sformułowanie ,,nie pojedziemy do Monako” w znaczeniu zapowiedzi kontynuacji walki o polskość oraz poprawę sytuacji gospodarczej na terenie zaboru austriackiego3. W ten sposób przywołując słowa człowieka znanego jako wróg Polaków (czy wręcz polakożerca), Szczepanowski starał się oddziaływać nie tylko na rozum swoich czytelników poprzez stosowanie szeregu argumentów i danych mających unaocznić im, że Galicję trzeba unowocześnić podobnie jak Wielkopolskę, ale także na ich emocje używając sformułowania nawiązującego do słów znienawidzonego ,,żelaznego kanclerza”.
Literacka odpowiedź na słowa Bismarcka
Słowa Bismarcka znalazły szczególne odbicie w wydanej w roku 1905 powieści Franciszka Łubieńskiego noszącej tytuł ,,Do Monako”. Zaprezentowane zostaje w niej zestawienie postaw polskich ziemian kuszonych możliwością sprzedaży swoich majątków i wyjazdu.
Nie w sposób przytoczyć tutaj wszystkich elementów fabuły powieści, która przesiąknięta jest dość typową wówczas opozycją polskości łączonej z cnotami i niemczyzny charakteryzującej się zepsuciem, czego najdoskonalszym przykładem jest obraz Niemki pod wpływem, której jeden z bohaterów sprzedaje swój majątek i wyjeżdża za granicę. Takie ukazanie przedstawicielek narodu niemieckiego jest pewną odpowiedzią polskich autorów na stereotyp pięknej Polki będącej kobietą zepsutą i niegrzeszącą intelektem tak typowy we wspomnianej już ostmarkenliteratur4, będący powstałym w drugiej połowie XIX wieku przetworzeniem wcześniejszego literackiego obrazu Polki jako kobiety nie tylko pięknej, ale i mądrej. Należy tutaj jednak zauważyć, ze w o wiele bardziej sprawny literacko sposób na ów krzywdzący stereotyp odpowiada Maria Rodziewiczówna w powieści pod tytułem ,,Między ustami a brzegiem pucharu” (1889), w której główny bohater Wentzel Croy-Dülmen, pół Polak, pół Niemiec, rozpustnik i hazardzista pod wpływem swej babci-Polki, Tekli Ostrowskiej oraz jej wychowanicy, w której się zakochuje staje się wzorem wszelkich cnót oraz dobrym mężem i Polakiem.
Co typowe w pozytywistycznej powieści z tezą, sukces na końcu ,,Do Monako” odnosi bohater, który nie sprzedaje swoich włości, doprowadza je do rozkwitu i staje się autorytetem dla swych rodaków. Cała powieść kończy się sformułowaniem zawierającym jej przesłanie ,,nie poszliśmy i nie pójdziemy do Monako”5, które w przypadku poszczególnych jednostek mogło się nie sprawdzić, jednak w stosunku do całego narodu było jak najbardziej prawdziwe.
Jak Bodzantowo stało się Bodenhainem?
Chcąc pokrzepić rodaków oraz pokazać jakich ofiar i rezygnacji wymaga z pozoru błahe zadanie zachowania majątków ziemskich, Lucjan Rydel – krakowski poeta i dramaturg uwieczniony przez Stanisława Wyspiańskiego napisał dramat pod tytułem ,,Bodenhain”. Jego premiera miała miejsce 20 października 1906 roku w Teatrze Miejskim w Krakowie6. Dramat został wydany po raz pierwszy w 1907 roku i opatrzony został przez autora dedykacją ,,Tym, którzy trwają w ucisku przy wierze, ziemi, mowie, poświęca autor”7.
Jego głównym bohaterem jest stosunkowo młody właściciel Bodzantowa, Ziemowit, który miota się między chęcią spieniężenia swego majątku (do czego namawiają go przyjaciele) a poczuciem obowiązku wpajanym mu przez rodzinę. Gdy już dokonuje sprzedaży pod wpływem korzystnej oferty jaka padła ze strony agenta Komisji Kolonizacyjnej, wyrzeka się go cała rodzina, a nawet zmarli przodkowie pojawiają się przed nim, by okazać mu swą dezaprobatę wobec jego czynu. Pojmuje swój błąd, jednak jest już za późno na cofnięcie transakcji, wobec czego trapiony wyrzutami sumienia i wśród gniewnych okrzyków tłumu chłopów, opuszcza miejscowość przemianowaną przez nabywców na Bodenhain.
Dramat był całkowitą klapą przede wszystkim ze względu na wtórność motywów, które już wcześniej były tworzywem powieści oraz tekstów publicystycznych. Przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego nazywany był ,,martwym jako dzieło dramaturgiczne” i ,,natrętnie nudnym w niewybrednej dydaktyce”8.
Tadeusz Boy-Żeleński i parodia dramatu Rydla

Boy-Żeleński, który w swych wierszach niejednokrotnie wyśmiewał Lucjana Rydla, jako gadułę o niezbyt imponujących zdolnościach intelektualnych nie tylko krytykował dramat ,,Bodenhain, ale także dokonał jego trawestacji. Utwór napisany został na potrzeby kabaretu Zielony Balonik i w założeniu miał być próbą żartobliwego ,,zreferowania” pięcioaktowego, monumentalnego dramatu. Parodia została zrealizowana w formie teatru lalek i zyskała uznanie zarówno samych artystów Zielonego Balonika, jak i widowni9.
Podobnie jak u Rydla mamy tutaj Ziemowita i jego krewnych, jednak wszyscy oni znajdują się w… Monte Carlo, gdzie grają w karty w celu… odzyskania finansów na odkupienie majątków utraconych na terenie zaboru pruskiego. W pewnym momencie przedstawiciel Komisji kolonizacyjnej zaniepokojony sukcesami jednego z nich, starego dziewięćdziesięcioletniego hrabiego Napoleona wykupuje Monte Carlo, które przemianowuje na Carlsberg. Wszystko to okraszone jest przeróbkami patetycznych wypowiedzi z dramatu Rydla, na przykład w jednej z kwestii wypowiadanych przez starca polscy szlachcice przestają być sługami swojej ziemi, jak u Rydla a stają się sługami… kart10.
Żeleński nie ma rzecz jasna złych intencji. Nie podobał mu się jedynie patos jaki otaczał walkę o ziemię wyolbrzymiony na dodatek w dramacie Rydla. W pewnym sensie można również przyjąć, że jako przedstawiciel kultury mieszczańskiej dostrzegał w przywiązaniu polskiej szlachty do ziemi zagrożenie i swego rodzaju anachronizm w epoce, w której w innych państwach europejskich szlachta sprzedawała swe majątki ziemskie, by inwestować w inne, bardziej lukratywne przedsięwzięcia.
Podsumowanie
Kanclerz von Bismarck wypowiadając swe słowa zapewne nie spodziewał się, że z czasem staną się one częścią hasła ,,nie pójdziemy do Monako” głoszonego przez polskich ziemian i intelektualistów, a w rezultacie symbolem postawy zupełnie odmiennej niż ta jaką, by sobie życzył. Są zatem przykładem życia cytatu zupełnie niezależnego od intencji twórcy, co skądinąd na przestrzeni dziejów nie było niczym rzadkim, jednak w tym przypadku inspirującym dla twórców i działaczy narodowych, którzy dokonali twórczej reinterpretacji słów kanclerza.
Przypisy:
1 M. Wojtczak, Ostmarkenliteratur. Prowincja Poznańska w literaturze niemieckiej lat 1890–1918, Poznań, 2001, s. 168.
2 Publikacja Szczepanowskiego była opisywana w artykule: M. Śrama, Stanisław Antoni Szczepanowski (1846-1900) – pogromca mitu Galicji, ,,Miscellanea Litteraria”: https://miscellanea.pl/2022/03/11/mit_galicji/ [dostęp: 26 V 2022].
3 S. Szczepanowski, Nędza Galicji w cyfrach, Lwów 1888, s. 155, 164.
4 Zob. M. Wojtczak, Ostmarkenliteratur. Prowincja Poznańska w literaturze niemieckiej lat 1890–1918, Poznań 2001, s. 114.
5 F. Łubieński, Do Monako. Powieść, 1905, t. 2, s. 267.
6 Bodenhain, [w:] Encyklopedia Teatru Polskiego: http://www.encyklopediateatru.pl/przedstawienie/35949/bodenhain [dostęp 23 XII 2020].
7 J. Dużyk, Droga do Bronowic. Opowieść o Lucjanie Rydlu, 1968, s. 252.
8 W. Nawrocki, Patrioci i wrogowie. Stereotypy Polaków i Niemców w literaturze polskiej XIX i początków XX wieku, Piotrków Trybunalski 2002, s. 276.
9 B. Winklowa, Nad Wisłą i nad Sekwaną. Biografia Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Kraków 1998, s. 66, zob. też: J. Hen, Boy-Żeleński. Błazen – wielki mąż, Warszawa 2008.
10T. Boy-Żeleński, Bodenhain, [w:] T. Boy-Żeleński, Słówka, Warszawa 2004.